Brytyjska Thames Water. Prywatyzacja jako katastrofa [case study]
Mateusz Żuk
Zwolennicy prywatyzacji usług publicznych od lat za wszelką cenę unikają komentowania sytuacji w Wielkiej Brytanii. Kraj ten od lat jest przykładem tego, jak źle się kończy oddawanie kluczowych dla społeczeńswa zasobów prywatnemu kapitałowi. Najszerzej został opisany przypadek kolei w UK. Ostatnio jednak brytyjska opinia publiczna dużo uwagi poświęca degradacji spółek wodno-kanalizacyjnych wyprzedanych wiele lat temu. To kompletna porażka, której koszty ponoszą ludzie i środowisko naturalne.
Pomimo wielu dowodów świadczących przeciwko, politycy i media nieustannie powtarzają, że wolny rynek jest sposobem na zaspokojenie podstawowych potrzeb społeczeństwa. Wiąże się z tym przekonanie, że własność prywatna jest zawsze lepsza od publicznej, w sensie: bardziej efektywna. Mentalność ta jest charakterystyczna dla polskich autorów i autorek piszących na tematy społeczno-polityczne i gospodarcze. Przykładowo, bez konfrontacji obiegowych opinii z faktami, publicyści są skłonni głosić tezy, że “(…) im mniej rząd ingeruje w gospodarkę, tym lepiej chronione jest środowisko”, posiłkując się tzw. Yale Environmental Performance Index (EPI) Zbywa się przy tym całkowitym milczeniem wątpliwości wobec metodologii, na podstawie której opracowano EPI i analizy pokazujące, że indeks ten jest raczej narzędziem politycznym niż wyłącznie narzędziem analitycznym.
Wielka Brytania ma bardzo liberalny system prawny i prezentuje się całkiem dobrze na tle metryk użytych przy tworzeniu EPI. W dziedzinie oczyszczania wody i ścieków, Wielka Brytania zajmuje chlubne szóste miejsce w rankingu 180 krajów ujętych w indeksie. Infrastrukturą wodno-kanalizacyjną w tym kraju zarządzają prywatne przedsiębiorstwa. Firmy te są spadkobiercami powstałych w 1974 r. regionalnych podmiotów publicznych. Ich prywatyzacja została rozpoczęta w 1989 r. przez rząd Margaret Thatcher na podstawie twierdzenia osobiście wygłoszonego przez panią premier, że prywatna własność wody i prywatyzacja spółek wodno-kanalizacyjnych są lepsze od publicznych zasobów.
Problemy od 30 lat
Jednak zamiast poprawienia jakości usług i lepszej ochrony środowiska, system poszedł w innym kierunku. Wiadomo było o tym od początku. Już w 1992 r., podczas posiedzenia parlamentu posłanka Ann Taylor, laburzystka, ostrzegła o nadmiernie wysokich dywidendach oraz horrendalnych bonusach wypłacanych personelowi zarzajacemu. Ostrzegała ona również o rosnących zyskach, które pochodziły z wysokich opłat i zaniedbywaniu inwestycji istotnych z punktu widzenia stanu środowiska naturalnego.
W 1996 r. okazało się, że firmy wodno-kanalizacyjne wykorzystują pozycję monopolisty, podwyższają opłaty, ale nie idą za tym inwestycje w celu poprawy jakości usług i ochrony środowiska. Firmy te uzyskiwały niebotyczne – na tle tego sektora – zyski, ale zyski te były przeznaczane na wypłate dywidend dla udziałowcow. Wynagrodzenie dyrektora jednej z firm wzrosły w ciągu 7 lat niemal dziesięciokrotnie.
Także zdaniem tych, którzy pracowali nad prywatyzacja w latach 80 tych i 90 tych, parafrazując Dobsona, cały schemat zmian własnościowych był zwyczajnie zdzierstwem. Określenie to zresztą przyjęło się już nawet w mowie potocznej, a nawet w mediach. Zgrabniej podsumował to wiele lat później John McDonnell, polityk Partii Pracy: “Trzydzieści lat temu nasz system wodny – coś czego właścicielem byliśmy my wszyscy – został wyprzedany. Prywatyzacja w znacznej mierze wzbogaciła udziałowców, czyli tych którzy zrobili niewiele, aby inwestować w niezbędne usługi publiczne”.
Trudno dyskutować z taką opinią biorąc pod uwagę fakty. W lipcu 2024 r., odwiedzający zakład oczyszczania ścieków Coppermills rządowi delegaci stwierdzili, że jednostka dostarczająca w 1960 r. tych wodę do jednej trzeciej populacji Londynu, popada w totalną ruinę.
Nawet wśród administracji publicznej panuje przekonanie, że sprywatyzowane firmy wodno-kanalizacyjne zamiast dbać o dostawy czystej wody i oczyszczanie ścieków, skupione są raczej na maksymalizacji zysku, windowaniu dywidend dla inwestorów czy też pompowaniem bonusów dla dyrektorów. Właśnie te bonusy, a zwłaszcza ich wysokość były wielokrotnie tematem dyskusji publicznej. Oburzenie opinii publicznej wreszcie poskutkowało reakcją Ofwat – regulatora usług wodno-kanalizacyjnych na terenie Anglii i Walii – który od okolo dwoch planuje pełne uzależnienie wypłat dywidend i premii od tego, jak zarządzający radzą sobie z usuwaniem awarii, oczyszczaniem wody oraz ograniczaniem ilości zanieczyszczeń.
Opinia publiczna jednak jest niezadowolona z sytuacji jeszcze bardziej i ma jeszcze dalej idące oczekiwania. Prawie dwie trzecie brytyjczyków uznaje, że spółki wodno kanalizacyjne powinny zostać znacjonalizowane. Natomiast pogląd, że to prywatne podmioty powinny dostarczać wodę i zajmować się ściekami podzielana jest przez niewielką część społeczeństwa.
Zaniedbania, niedotrzymane terminy, kary
Spośród siedemnastu regionalnych podmiotów wodno-kanalizacyjnych, Thames Water przypadło jedno z ostatnich miejsc jeśli idzie o przestrzeganie limitów mających na celu ochronę środowiska i zdrowia publicznego skutkujac karami i mandatami. Na przyklad w 2023 spółka dostała nakaz zapłaty kar w wysokości 12 milionów funtów. Dochodzenie sprawiedliwości za spowodowane przez firmę zanieczyszczenia i straty wymagały sporo czasu. W powyższym przykładzie za zagrożenia wywołane w Zachodnim Sussex w 2017 r., zostały nałożone dopiero w 2023 roku.
Wspomniane kary to nie jedyne kary nałożone na Thames Water w ciągu ostatnich dwóch lat. Gminy co i rusz zmuszone są dyscyplinować firmę za nierzetelność i opóźnienia w naprawach. W latach 2022-2024 gmina Wandsworth uzyskała zadośćuczynienie w wysokości 500 tysięcy funtów. W 2023 r. londyńska Southwark uzyskała nakaz na kwotę 1,5 miliona funtów, również za opóźnienia w doprowadzeniu dróg do użyteczności. O skali nierzetelności świadczy to, że w ciągu pięciu lat tylko jedna gmina ukarała firmę aż 900 razy. W 2024 r. pomimo tych niedociągnięć zarząd zdecydował o wypłacie dywidend dla udziałowców za naruszeniem przepisów. W związku z tym Ofwat zasugerował, że firma może zostać ukarana karą w wysokości 40 milionów funtów.
Sytuacja jest na tyle dramatyczna, że w grudniu 2023 r. wprowadzono wreszcie przepisy umożliwiające nakładanie kar na spółki wodno-kanalizacyjne bez limitu. Obecnie, w sierpniu 2024 r., tylko nad Thames Water wiszą kary w wysokości 107 milionów funtów. Jest tylko jeden problem: wiele z tych podmiotów tonie w długach po uszy. Właśnie z tej przyczyny Ofwat zamierza jednak ograniczyć kary dla borykających się z problemami finansowymi firmami. Kary te powinny sfinansować między innymi proces usuwania szkód powodowanych przez te firmy. Decyzja Ofwat skłaniać może do opinii, że Wielka Brytania ma wlasna wersje “Too big to fail!”. Wygląda na to, że jeśli spółka nieudolnie prowadzi swoje finanse, zagrażając własnej egzystencji, może ona uniknąć kar za zanieczyszczenia środowiska. Czyli prywatyzacja zysków i uspołecznianie kosztów.
Są zatem powody, aby powątpiewać w słuszność tezy głoszącej, że mniej regulacji i wolny rynek stanowią panaceum na problemy wynikające z konieczności ochrony środowiska. Nawet wśród radykalnych zwolenników wolnego rynku i ograniczenia roli państwa pojawiają się głosy krytyki. The Economist przytakuje i potwierdza, że mamy problem w tym “sektorze wodnym”. Wina jednak leży nie w prywatyzacji, a raczej w finansowej nieroztropności zarządzających oraz… braku właściwych regulacji. Mowa też o “bezzębności” w egzekwowaniu istniejących przepisów, która doprowadziła do powtarzających się co roku niebezpiecznych dla zdrowia i środowiska zrzutów ścieków do rzek i morza.
Dywidendy i premie kontra inwestycje i jakość usług
W 2023 r. pomimo zaniedbań infrastrukturalnych, zadłużenia po uszy, nadwyrężonej do granic wytrzymałości płynności finansowej oraz zanieczyszczeniem środowiska, udziàlowcy Thames Water otrzymali 160 milionów funtów w dywidendach.
Jak zwracali uwagę krytycy, prywatyzacja prowadzi do niewłaściwej alokacji kapitału. Pieniądze, które mogłyby pójść na inwestycje, lądują w kieszeni inwestorów. Jak alarmują analitycy, przychody i zyski rosną dzięki podwyższeniu opłat i mimo rosnącego zadłużenia firm wodno-kanalizacyjnych, a dywidendy wciąż są wypłacane udziałowcom. Z drugiej strony piętrzą się zobowiązania. Skutkiem tego oburzona opinia publiczna zmusiła regulatora Ofwat do pogrożenia palcem firmom z sektora wodno-kanalizacyjnego. Urząd ogłosił, że jeśli jakość usług się nie poprawi, zablokowane zostaną wypłaty dywidend oraz bonusów dla zarządu.
W 2022 r. Ofwat sugerował również nałożenie większych restrykcji w kwestii poziomu zadłużenia tych firm. Jak wskazywali zwolennicy takiego rozwiązania, tzw gearing tj. wartość zadłużenia do kapitału, osiągnęła przedział między 60 a 80%. Zdaniem niektórych, limit 55% powinien być wystarczający do racjonalnego zarządzania podmiotem gospodarczym w tym sektorze.
Eksperci z uniwersytetu w Birmingham mówią wprost, firmy te toną w długach, choć w momencie prywatyzacji firmy te pozbyły się zadłużenia przejętego przez podatnika. Tym samym w momencie prywatyzacji zostało ono anulowane. Jednak tylko w przypadku Thames Water, między 1992 r. (moment prywatyzacji) a 2023 r., zadłużenie urosło od zera do ponad 14 miliardów funtów. Oczywiście w tym samym czasie zarząd firmy ogłosił konieczność poniesienia opat. Sprawozdania sugerują, że większe przychody (wywołane podnoszeniem cen), idą na finansowanie wszystkiego innego niż poprawa infrastruktury.
Właśnie dlatego Ofwat ostrzegał o możliwości zakazu wypłaty dywidend. W przypadku Thames Water wspominano publicznie, że gdy w 2024 r. zarząd zatwierdził wypłatę dywidend, odbyło się to bez widocznej poprawy w jakości usług.
Bunt inwestorów
W 2023 r. inwestorzy nie byli chętni do przeznaczania swoich pieniędzy na usługi publiczne. Podobno sensowne z punktu widzenia konsumenta i ochrony środowiska regulacje “odstraszają” do tego stopnia, że w 2024 r. udziałowcy zaczęli masowo wyciągnąć wkłady inwestycyjne. Jednak część inwestorów zmotywowały do tego potrzeby racjonalnego zarządzania posiadanym kapitałem lub oddolne akcje klientów funduszy emerytalnych. Problem zadłużenia nie jest nowy i od kilku lat fundusze emerytalne zarządzające składkami emerytalnymi np. pracowników akademickich są poddawane presji, aby wycofać się z inwestowania w Thames Water. Fundusz USS, drugi co do wielkości udziałowiec, wycofał prawie 600 milionów funtów, zmniejszając w ciągu roku swój udział z 900 do 300 milionów funtów.
Sytuacja pogorszyła się jeszcze, gdy spółka matka, właściciel Thames Water zaczęła w kwietniu 2024 r. informować kredytodawców, a konkretnie posiadaczy obligacji o wartości 404 milionów funtów, że nie ureguluje na czas zobowiązań wynikających z należnych odsetek. To jednak nie koniec problemów. Według różnych szacunków, dalsze jej funkcjonowanie wymaga wkładów w wysokości około 750 milionów funtów do końca marca 2025 oraz kolejnych 2.5 miliarda funtów ciągu kolejnych pięciu lat.
Specjalny reżim administracyjny
Z jednej strony kolejne zarządy Thames Waters utopiły firmę w długach i postawiły pod znakiem zapytania dalsze funkcjonowanie firmy. Zarazem w marcu i kwietniu 2024 r. inwestorzy szykanowali Ofwat twierdząc że regulator jest przyczyna dlaczego znosząca, do niedawna dla nich złote jajka, stała niepożądaną inwestycją. Wszystko za sprawą ostrzeżenia, że regulator zamierza objąć Thames Water specjalnym reżimem, który zmusi spółkę do konkretnych działań mających na celu redukcję emisji ścieków. W marcu 2024 konserwatywny rząd Rishiego Sunaka ogłosił, że firma może nawet zostać tymczasowo znacjonalizowana w ramach tzw. SAR (Special Administration Regime).
SAR został stworzony, aby umożliwić funkcjonowanie podmiotom oferującym usługi jak dostawy wody, energii, itp. W przypadku problemów mogących narazić tysiące, a nawet miliony konsumentów, rozwiązanie to daje możliwość przejęcia aktywów upadających firm, ich restrukturyzację i późniejsza prywatyzacje. W 2021 r. w ramach tej procedury przejęto upadającego dostawcę energii elektrycznej Blub, aby w ten sposób zapewnić dostawy prądu 1,5 miliona konsumentom.
Nacjonalizacja, restrukturyzacja, prywatyzacja
Pozostaje jednak inne pytanie: jaki jest sens, aby państwo nacjonalizowało i restrukturyzowało prywatne przedsiębiorstwo tylko po to, żeby utrzymać ich istnienie na rynku w sytuacji, gdy prywatny właściciel nie umiał sprawić, aby firma była zyskowna bez robienia tego kosztem konsumentów i środowiska naturalnego? Brytyjski podatnik niejednokrotnie subsydiował przedsiębiorstwa w takiej sytuacji. Royal Bank of Scotland jest jednym z głośniejszych przypadków. Innym są koleje. Przynajmniej dziewięć – wcześniej sprywatyzowanych – spółek kolejowych było przejmowanych pośrednio przez skarb państwa.
Jaki stosunek do przyszłości Thames Water ma nowy brytyjski rząd? Premier Kier Starmer stwierdził niedawno, że potencjalna nacjonalizacja nie wchodzi w grę, bo byłoby za drogie. O dziwo, to nacjonalizacja tego sektora była z dziesięciu obietnic, które w 2020 r. zrobiły z niego lidera Partii Pracy. Brak jest analiz, ile kosztowałaby nacjonalizacja Thames Water, ale są rzetelne wyliczenia, ile kosztowałaby nacjonalizacje całego sektora. W 2018 r., Social Market Foundation oszacowała koszt przejęcia wszystkich podmiotów sektora na około 90 miliardów funtów, co zwiększyłoby zadłużenie publiczne o 5%.
Jakkolwiek przyszłość czeka Thames Water, analitycy generalnie się zgadzają, że za zadłużenie firmy płacą konsumenci i podatnicy. A także inwestorzy, w tym przyszli emeryci, dokonujący wpłat w ramach obowiazkowych i dobrowolnych uczestnictw w funduszach emerytalnych. Już dziś wiadomo że akademicy, kanadyjscy pracownicy, pracownicy brytyjskiej telekomunikacji czy brytyjscy pracownicy przypisani do jednego z brytyjskich OFE, National Employment Savings Trust, stracą część wypracowanych do tej pory zysków.
Rządząca Partia Pracy podobnie jak poprzednicy z Partii Konserwatywnej ubolewa nad marnym nadzorem nad zadłużeniem spółki oraz skłonnością do podnoszenia wysokości opłat. Jednocześnie nie podejmuje działań, aby przeciwdziałać 21-procentowym podwyżkom planowanym w ciągu następnych kilku lat. To tylko przekłada się na narastającą frustrację 16 milionów klientów Thames Water.
Zdrowie publiczne i ochrona środowiska
Wytrzymałość nerwowa konsumentów testowana jest niemal każdego dnia. W maju 2024 r. w wodzie kranowej wykryto zanieczyszczenia rzekomo wywołane wyciekiem paliwa lub innym organicznym skażeniem. Jedynie gotowanie do niedawna zdatnej do picia “kranówki”, zapobiegało występowaniu biegunki, bólów brzucha, itd. Agencja ochrony środowiska poinformowała, że 2024 r. to kolejny najgorszy rok pod względem zanieczyszczeń. Według autorów raportu łączna ilość wypuszczanych do rzek i morza ścieków była czterokrotnie wyższa niż rok wcześniej.
W maju i czerwcu po raz kolejny wykryto w Tamizie bakterie e-coli. Nie jest to tylko problem Thames Water. Podone problemy ma Southampton i Suffolk. W sierpniu 2023 r., 57 triathlonistów uczestniczących w pucharze świata rozchorowało się po zatruciu e-coli, stawiając pod znakiem zapytania podobne imprezy w przyszłości w Wielkiej Brytanii. Z powodu tych i wielu innych problemów, w tym rosnących ilości zrzutów ścieków do rzek, Ofwat prowadzi obecnie postępowanie kontrolne wobec wszystkich jedenastu kolejnych firm. Nie powinno to budzić zdziwienia, zważywszy że tylko 16% brytyjskich systemów wodnych spełnia podstawowe regionalne, międzynarodowe wymogi.
Rozgoryczona opinia publiczna wymusiła na politykach reakcje w sprawie zanieczyszczenia rzek i morza. Zaprezentowana w lipcu przez brytyjskiego króla propozycja zmian w prawie ma dawać rządowi sporo nowych uprawnień. Obecny rząd Partii Pracy proponuje między innymi, żeby zmusić regionalnych dostawców wody do zapewnienia dostępu do informacji o ilości spuszczonych do rzek ścieków. Dziś taki wymóg również istnieje, ale są to informacje oparte tylko na deklaracjach tych firm, a nie na wiarygodnych, weryfikowalnych pomiarach. Media różnie zareagowały na te propozycje. Najbardziej kuriozalna wydaje się sugestia, że zmiany te będą dawać rządowi prawo do “szpiegowania” firm. Taki zapis umożliwiałby jednak pociągniecie do odpowiedzialnosci przedsiębiorstw, które w ciągu 2022 r. dokonały około 6000 nielegalnych zrzutów ścieków.
Zwolennicy prywatyzacji sugerują, że niewidzialna ręka rynku gwarantuje lepszą jakość usług dla konsumentów oraz usługi te będą tańsze. Praktyka pokazuje jednak że problemy ochrony środowiska nie rozwiązują się same.
Niestety usługi wodno-kanalizacyjne, z uwagi na wysoki koszt inwestycji w ich dostarczaniu są naturalnym monopolem i nie podlegają one prostej logice popytu i podaży. Regulacje ochrony zdrowia publicznego i środowiska wymagają utrzymania jakości usług na odpowiednim poziomie, to z kolei wymaga inwestycji. Bardzo często są one jednak zaniedbywane przez prywatne podmioty. Za cenę obniżenia nakładów inwestycyjnych i generowania wyższych zysków, klienci uzyskują usługi niskiej jakości.
W okresie jednego roku Thames Water dwukrotnie podnosiła opłaty. W ciągu następnych piẹciu lat, firma zamierza podnieść opłaty o 44%. Nawet szef agencji ochrony środowiska Alan Lovell nie widzi problemu w tym, ze spółki przez lata wypłacały bonusy, dywidendy, a teraz proponowane obecnie podwyżki magicznie zamiast pompować bonusy zarządu oraz dywidendy, tym razem pójdą na inwestycje w infrastrukturẹ.
W długim okresie konflikt między udziałowcami sprywatyzowanych firm a konsumentami, który przejawiaja się w podnoszeniu opłat za usługi, jest możliwy do rozwiązania tylko poprzez upublicznienie własności. Klienci zamiast otrzymywać dywidendy zyskują na tańszych usługach oraz ich wyższej jakości. To w ich interesie jest oszczędność, zdrowie i ochrona przyrody. Patrząc na niezliczone przykłady renacjonalizacji niewydolnych prywatnych podmiotów w sektorze usług publicznych lub nieustanny proces ich subsydiowania, gdy upadają, należy odrzucić tezę o niewydolności takiej formy własności.