Szacunki gospodarczych skutków zmian klimatu są coraz bardziej pesymistyczne – część 2/2

Maciej Grodzicki

Okazuje się, że ocieplenie klimatu o 1 st. Celsjusza prowadzi do spadku światowej produkcji o 12-16%, a scenariusz business as usual pod względem dalszego wzrostu emisji generuje szkody przekraczające aż połowę światowej produkcji i dochodów.

[Część pierwsza analizy znajduje się tutaj]

Ekstremalne zjawiska pogodowe już teraz bardzo dotkliwie uderzają w różne sfery produkcji, a wpływ ten będzie narastał wraz z ociepleniem klimatu Ziemi. Susze, powodzie, burze i wichury, a nawetzmienność temperatury sama w sobie, utrudniają gospodarowanie na wielu obszarach, nie tylko w rolnictwie. Dochodzi do zniszczenia infrastruktury drogowej i energetycznej, przerw w dostawach prądu i wody, załamań handlu i komunikacji. Nieodwracalnym szkodom ulega również majątek produkcyjny i domostwa ludności. Wszystkie te zjawiska nie tylko ograniczają możliwości wytwórcze tu i teraz, ale też angażują zasoby pracy, energii i materiałów w odbudowę zniszczonych dróg, linii energetycznych, domów czy fabryk. Jak wczoraj portal Smoglab :

„Latem 2024 roku straż pożarna interweniowała blisko 250 tys. razy! To jest absolutny rekord, dający średnio 2,2 tys. interwencji każdego dnia. Co ciekawe, to aż 63 proc. więcej niż 10 lat temu. Taka sytuacja czyni ten rok najbardziej pracowitym w historii polskiej straży pożarnej.”

Powódź w 1997 r. we Wrocławiu. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0

W kolejnych latach możemy się spodziewać coraz gorszych warunków do uprawy roli i coraz częstszych zakłóceń systemów, których płynne funkcjonowanie traktowaliśmy jako gwarantowane – w transporcie dóbr, zaopatrzeniu w wodę i energię elektryczną. Coraz więcej pracowników będzie zaangażowanych w naprawę infrastruktury, a coraz więcej energii i wody będzie zużywanych, by zaspokajać bazowe potrzeby społeczne, w tym produkcję żywności. Ceny pracy, prądu i paliw pójdą naturalnie w górę – czyniąc produkcję w części sektorów nieopłacalną.

Większa część strumienia dochodu narodowego zamiast na konsumpcję prywatną czy ważne cele publiczne będzie angażowana po prostu w odtwarzanie majątku wytwórczego. Tym samym można spodziewać się, że spadnie stopa inwestycji netto i spowolni powiązany z nią wzrost produktywności, co w dalszej kolejności odbije się na realnych dochodach ludności. Część z tych efektów nie będzie widoczna w samym PKB, który jako miara brutto nie uwzględnia skali deprecjacji kapitału (procesu jego niszczenia wraz z upływem czasu).

Niższe lub trwale ujemne tempo wzrostu PKB przełoży się na konflikty o podział dochodu oraz o alokację kluczowych zasobów. Stratne sektory będą chciały chronić swoje marże, co może prowadzić do inflacji kosztowo-marżowej i koncentracji produkcji (przy upadku małych i średnich firm). Obok konfliktu klasowego będziemy mogli też obserwować spory „przestrzenne” – między krajami i regionami, w różnym stopniu dotkniętymi katastrofą.

Powrót realnego

Doświadczamy dziś boleśnie granic systemu społecznego, zorganizowanego według logiki rentowności i nadrzędnego celu akumulacji kapitału. Te granice zawsze były obecne, jednak odwracano od nich wzrok bądź próbowano rozwiązywać problemy „ucieczką do przodu” – w dalsze uprzemysłowienie, zabetonowanie, w kolejne technologie i rodzaje infrastruktury. Lokalnie nieraz to działało, jak w przypadku potężnych tam i zbiorników retencyjnych, które do pewnego momentu są w stanie gromadzić wielkie ilości wody. Jednak globalnym wynikiem tej ekspansji jest pozostawianie coraz mniej miejsca dla żyjących systemów Ziemi – lasów, łąk, rzek, torfowisk czy raf koralowych. A to od tych systemów niezmiennie zależymy – jak od dawna przekonują nauki przyrodnicze i systemowe, ale także myślicielki ekologiczne, mądrości ludów rdzennych, czy religie Wschodu.

Pexels, CC0 1.0

Kapitalizm jednak tkwi w iluzji, można zapanować nad naturą. Jak piszą Daniel Auerbach i Brett Clark, bariery natury ujmowane są nie jako obiektywne prawa, którym należy się podporządkować, lecz jako chwilowe przeciwności w dążeniu do zysków: Kapitał, zamiast postrzegać to napięcie jako granicę rozwoju, traktuje je jako barierę do pokonania.

Ale ostatecznie nawet kapitalizm zjada własny ogon. Ujawnia się tu słynna druga sprzeczność procesów akumulacji kapitału, sformułowana przez Jamesa O’Connora w latach 80-tych XX wieku. Pisał on:

staje się oczywiste, że znaczna część technologii kapitalistycznej, form pracy itp., włączając w to ideologię postępu materialnego, jest częścią problemu, a nie rozwiązaniem.

A sprzeczność polega „na sposobie, w jaki połączona siła kapitalistycznych stosunków produkcji i sił wytwórczych ulega samozniszczeniu poprzez osłabienie lub zniszczenie, zamiast odtworzenia własnych warunków.”

Niszczenie nie dotyczy samej tylko sfery produkcji i materialnej warstwy naszego życia, ale jego wszystkich jakże cennych aspektów. W wyniku powodzi giną ludzie – we wrześniu w Europie Środkowej 26 osób, ale w tym samym czasie ogromna powódź w Afryce Środkowej pochłonęła życie blisko 900 osób. A piszę tu tylko o skutkach zmian klimatu! Ile strat dokonuje się na innych, mniej spektakularnych frontach na skutek zakwaszenia oceanów, niszczenia bioróżnorodności, zanieczyszczenia powietrza, gleb i wód – to są realne koszty kapitalizmu!

Co dalej?

Widzimy zatem, że brązowy, kopalny wzrost produkcji nie może dalej trwać. Jednak zielony najprawdopodobniej też nie. Dekarbonizacja nie zachodzi, a proponowane alternatywy w ramach tzw. ekologicznej modernizacji (czyli: rośniemy, ale na zielono) również mają swoje negatywne konsekwencje dla żyjących systemów Ziemi (vide nowe potężne kopalnie odkrywkowe litu). Wchodzimy zatem w etap kapitalizmu katastroficznego.

Cytowane przeze mnie w pierwszej części badania podkreślają potężną rolę działań „mitygujących”, czyli takich, które łagodzą zmiany klimatu i dają jakąkolwiek nadzieję na uniknięcie scenariusza ocieplenia o 3 i więcej stopni Celsjusza. Bilal i Känzig szacują, że „społeczny koszt węgla” może sięgać nawet 1000 dolarów za 1 tonę wyemitowanego dwutlenku węgla! Dla porównania: obecny koszt europejskiego certyfikatu ETS to marne 65 dolarów. Nic dziwnego, że nadal opłaca się spalać węgiel, ropę i gaz – co przerzuca ogromne koszty (zdrowotne, społeczne, ale też finansowe) na społeczeństwa i tylko przybliża nas do katastrofy.

Powódź w 2024 r. w Kłodzku. Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0

Jest to temat na całą książkę, ale przechodząc do rekomendacji spróbujmy zacząć od kilku kierunkowych punktów – do dalszej refleksji:

1. Zacznijmy od akceptacji wiedzy na temat stanu Ziemi i możliwych przyszłości. Nie odwracajmy wzroku, nie uciekajmy w konsumpcję czy w bieżącą politykę. Zaakceptujmy też nasze ograniczenia – sama technologia (choć pomocna) nas nie wyzwoli, a kontrola natury jest iluzją. Zamiast panować: obserwujmy, uczmy się od natury i współdziałajmy z nią na rzecz regeneracji.

2. Antycypujmy najgorsze scenariusze i już dziś planujmy odporne systemy zabezpiecznia kluczowych potrzeb społecznych: żywności, mieszkalnictwa, mobilności, zaopatrzenia w wodę, ciepło i energię. Dziś zorganizowane są one w sposób przemysłowy, nieraz zglobalizowany, nastawiony na zysk i wzrost. Szukajmy rozwiązań, które są nisko (zero) emisyjne, lokalne i solidarne (dostępne dla wszystkich, ale w ograniczonej skali, na zasadzie wystarczalności). Wspierajmy finansowo wspólne zasoby: usługi publiczne, silną straż pożarną czy obronę cywilną.

3. Zmniejszajmy presję na klimat i środowisko – by możliwie złagodzić globalne ocieplenie. Koncerny i sektory oparte na paliwach kopalnych, a tworzące dobra luksusowe, powinny zostać planowo zmniejszone – wysokimi podatkami i ostrymi regulacjami. Jak mówi Jan Mencwel, “za powódź niech zapłacą Amazon i korporacje paliwowe!”. Czy to oznacza bankructwa i protesty? Tak. Ale już dziś wszyscy ponosimy dużo większe koszty społeczne luksusowej konsumpcji. Jej ograniczenie nam się po prostu opłaci.

4. Weryfikujmy projekty infrastrukturalne pod kątem ich śladu węglowego i presji na środowisko. Czy budowa metra w Krakowie ma sens, jeśli za kilka-kilkanaście lat nasza codzienność może wyglądać zupełnie inaczej? Ile energii, betonu i innych materiałów pójdzie na ten projekt? Podobnie z lotniskiem CPK – dziś (póki nie ma wiarygodnej technologii zeroemisyjnych samolotów) priorytetem powinno być dla nas ograniczanie lotów, a nie ich dalsze promowanie. Żeby było jasne: projekty kolejowe, dostępne również lokalnie, mają moim zdaniem głęboki sens (jeśli będzie za nimi stała także zmiana w energetyce).

5. Wreszcie: adaptacja, czyli przygotowanie się na przyszłe susze i powodzie. Na czym ma polegać? Często mądrym rozwiązaniem może być oddanie z powrotem miejsca naturze, np. odsunięcie wałów i zabudowań od koryta rzek, przywrócenie torfowisk i mieszanych, wielogatunkowych lasów, które będą sprzyjać retencji wody. Zgódźmy się na to, że ograniczenie wolności budowania i gospodarowania dla wspólnego dobra może się nam po prostu opłacić. Wiele działań będzie żmudnych i mało spektakularnych, nie da się na nich wiele zarobić. Świetnie ujął to w wywiadzie dla oko.press Krzysztof Smolnicki, hydrogeolog i prezes Fundacji EkoRozwoju:

Na warsztatach w 2023 roku, z udziałem przedstawicieli samorządów, Wód Polskich, ekspertów, naukowców i rolników, a także naszej fundacji, ustaliliśmy, żeby wyremontować system jeszcze poniemieckich zastawek, który pozwoli na kilkunastokilometrowym odcinku Stobrawy zatrzymać wodę na łąkach i podpiętrzyć ją do wysokości jednego metra na bardzo dużym obszarze.

I Wody Polskie to zrobiły, za ledwie 300 tysięcy złotych! To się odbyło w sposób nieatrakcyjny dla mediów, nie było jak przecinać wstęgi, po prostu ktoś wstawił nowe deski, zardzewiałe zastawki pomalował, uruchomił.

Tu zresztą może być problem, bo żaden polityk nie będzie się chwalił tak drobnymi działaniami, nie było też lobbingu biznesu, bo to lokalne firmy zrobiły. Po prostu usiedliśmy do stołu, dogadaliśmy się i ludzie poszli po rozum do głowy. Gdybyśmy w taki sposób wszędzie podchodzili do retencji naturalnej, to mielibyśmy lepsze efekty i mniejsze koszty.

Tekst pochodzi z Substacka dra Macieja Grodzickiego.

Podobne wpisy